Popiszemy?

kontakt@alaantkoweblw.pl

 

05 sierpnia 2021

Ile lat ma Ania i czym wg niej jest odpowiedzialne rodzicielstwo

Jestem tak zwaną późną matką. Brzmi to, jak odmiana śliwek, ale nic nie poradzę – właśnie tak nazwano późne macierzyństwo. Nie wiem, kiedy jest wczesne, ja rodziłam pierwsze dziecko w wieku 36 lat. Nie należy tu doszukiwać się wyszukanych przyczyn, bo jedyną jest życie. Uwielbiam czas mojego macierzyństwa i nie potrafię sobie wyobrazić wychowywania dzieci...

Jestem tak zwaną późną matką. Brzmi to, jak odmiana śliwek, ale nic nie poradzę – właśnie tak nazwano późne macierzyństwo. Nie wiem, kiedy jest wczesne, ja rodziłam pierwsze dziecko w wieku 36 lat. Nie należy tu doszukiwać się wyszukanych przyczyn, bo jedyną jest życie. Uwielbiam czas mojego macierzyństwa i nie potrafię sobie wyobrazić wychowywania dzieci w wieku 20 lat. Omg! Co ja wtedy wyczyniałam! Dlatego uważam, że jedynym, co warunkuje czas naszego macierzyństwa, jest biologia. Ciało ma jakieś ograniczenia, a w XXI wieku nawet sporo. Mnie się udało bez większych komplikacji urodzić dwoje dzieci, w tym drugie po czterdziestce.

Moi rówieśnicy za chwilę zostaną dziadkami i babciami, niektórzy już nimi są, a ja zaprowadzę Tolę do przedszkola za 2 miesiące. Różnorodność życia jest czadowa. I teraz, uwaga, kilka cyferek dla zobrazowania pewnych faktów. Gdy moje pierwsze dziecko osiągnie pełnoletność, będę powyżej pięćdziesiątki, gdy drugie – będę przed sześćdziesiątką. Dobre, co? “Matka to czy babcia” – zapytają zaczepnisie. Nie przejmuję się tym. Sądzę, że wszystko leży w moich rękach. Żyję tak, by być z moimi dziećmi, jak najdłużej. Cieszyć się z macierzyństwa, psioczyć na nie, czerpać garściami, ale i przepuszczać między palcami chwile. Klasyczna matka. Myślę jednak, że wiek nie ma znaczenia, by o pewnych sprawach pamiętać, mówić o nich otwarcie, dbać o nie, zabezpieczać się, podnosić gwarancję użyteczności swojego ciała, zwiększać swoje szanse na długie, aktywne życie rodzinne.Dlatego ja jestem niezwykle bezczelna i konsekwentna w tej rodzicielskiej odpowiedzialności. Mówią, że do bólu, że przesadzam miejscami. Nie sądzę. Zresztą, sami ocenicie. Powiem Wam.

Odkąd mam dzieci, uważam, że powinnam dbać nie tylko o to, co jest teraz, ale i o to, co będzie kiedyś.

Gdy jesteśmy młodzi, wydaje nam się, że to „kiedyś” będzie w diabła za 200 lat, w podtekście nigdy. I w zasadzie najczęściej to myślenie nam nie mija. Bo „teraz” ma większą siłę przebicia. Jasna sprawa, carpe diem i te sprawy, ok, ale to na imprezie studenckiej, gdy nie martwimy się jutrzejszym kacem, bo to przecież jeden z wielu. Wolę kochaj, szalej, ale myśl, co dalej.

No, to czytajcie, jak widzi odpowiedzialność rodzicielską pani po czterdziestce :). Kolejność przypadkowa. Każdy z punktów jest dla mnie równie istotny.

Robię co w mojej mocy, by być matką moim dzieciom jak najdłużej.

Moja mama zmarła, gdy miałam 37 lat. Jakby mi wyrwano serce, poszarpano i oddano poharatane. I tak będzie już na zawsze, to uczucie już nigdy się nie zmieni. Strata matki boli w każdym wieku tak samo cholernie mocno i myślisz o tym już zawsze. Chcę, by moje dzieci miały mamę jak najdłużej, mimo iż życie wybrało mi taki czas na macierzyństwo. Dlatego certolę się ze swoim ciałem, bo to od niego zależy długość mojego życia i jego jakość. A ono z kolei zależne jest od mojej psychiki. Co takiego robię? Uprawiam regularnie sport (wiadomo, biegam), zdrowo się odżywiam, zapobiegam chorobom nowotworowym i przede wszystkim badam się regularnie. Niezależnie, czy NFZ je refunduje, czy nie. Po prostu. Co najmniej raz do roku morfologia, USG jamy brzusznej i piersi, cytologia, regularne wizyty u gina, po trzydziestce koniecznie kolonoskopia, do tego, co pół roku stomatolog. Otaczam się mądrymi lekarzami, do których wyboru się przyłożyłam, by ufać im w 100%.

Nie zostawiam tu niczego w sferze przypadku.

Rozmawiam z moimi dziećmi o śmierci, traktuję ten temat tak samo naturalnie jak rozmowy o seksualności czy gotowaniu owsianki.

Antek doświadczył straty obu babć. Jednej z nich bardzo świadomie. Zawsze szczerze mówiłam mu o tym, że moja mama umarła z powodu choroby, że jej ciało znajduje się w ziemi, ale wierzymy, że dusza spełnia teraz swoje marzenia w genialnym świecie, do którego my też kiedyś dołączymy. Każdy w innym czasie, ale należy robić wszystko, by mieć ten czas jak najdłużej. Gdy pytał, dlaczego babci grób jest duży, a inne małe, o spalaniu ciał też powiedziałam. Bez chromolenia się. Śmierć drugiej babci opłakał, ale zrozumiał. To dla mnie ważne. Rozmawiamy o tym, że życie nie jest na zawsze. Nie obiecuję „ale synu, Twoi rodzice będą żyć wiecznie”, bo to nieprawda. Oswajanie tematu śmierci i uświadamianie dziecka, że nic nie trwa wiecznie, jest bardzo ważne.

Teraz będzie mocne. Wybraliśmy dla naszych dzieci rodziców zastępczych.

Gdyby stało się coś nam obojgu, wybraliśmy wśród naszych bliskich rodziców, którzy nas zastąpią Porozmawialiśmy z tymi ludźmi, zapytaliśmy o ich zgodę, spisaliśmy to. Szok? Myślicie, że będziecie żyli wiecznie, a wypadki i choroby to tylko w filmach? Gdybym miała być brutalna, a lubię tak sobie obrazować rzeczywistość, to jadąc z mężem z pracy, może w nas walnąć ciężarówka, z czego nie wyjdziemy. Nie wrócimy do domu i teraz każdy może dokończyć sobie tę historię, jak krok po kroku potoczą się dni, miesiące i lata naszych dzieci, z kim będą w najbliższych godzinach, z kim resztę życia. Z tymi, których uważamy za dobrych ludzi, czy z tymi, których przydzieli im prawo? I jak długo będą na to czekać? Nie będę tego tematu rozwijać, bo wiem, jak to działa na wyobraźnię, ale zostawiam go tu, bo dla mnie to obowiązek rodzica, niezależnie od wieku.

Zabezpieczam siebie i rodzinę finansowo, tzn. odkładam kasę.

Nie ściubię, nie oszczędzam na chlebie, ale staram się mieć coś na czarną godzinę. Kasa na awaryjne sytuacje ma być i już. Pandemia pokazała to doskonale, że życie potrafi samo się pisać. Kasa niby szczęścia nie daje, ale można za nią się np. leczyć. Można po prostu odkładać do skarpety, trzymać na koncie, ale najlepiej rozejrzeć się za kapitałami, gdzie kasa rośnie, a nie tylko puszcza korzenie. Jest teraz tyle możliwości, nawet bez zamrażania pieniędzy. Są świetne opcje odkładania oszczędności, by te pracowały na siebie, z możliwością skorzystania z nich w każdej chwili. A kwestia emerytury? Myślisz o niej? Ja pierwszy raz pomyślałam, gdy mój tato na nią przeszedł. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile pieniędzy kosztuje życie starszego człowieka i troska o jego zdrowie. A po latach ciężkiej pracy, państwo nie nagradza wysoką emeryturą. I serio, nie ma nic do rzeczy, jak ciężką pracę się wykonywało. Za 1900 zł miesięcznie ciężko przeżyć. I powiem Wam, że myślę o jednej kwestii – chciałabym w wieku emerytalnym, być tak samo niezależna, jak teraz, a nie zdana na zasiłki i pomoc rodziny, nawet najukochańszej. Niezależność to uczucie dające wiele siły. W Nationale-Nederlanden jest świetny fundusz emerytalny. Mi bardzo odpowiada to, że w przypadku mojej śmierci, środki zgromadzone w OFE podlegają dziedziczeniu, ale ma też wiele innych zalet, zobaczcie tutaj.

Sprawdź, jak zadbać o swoją przyszłość finansową >>>

Ubezpieczyłam siebie i moją rodzinę.

To jest taki punkt, który już niejednokrotnie okazał się istotny. Dotychczas  był pomocny w małych sprawach, ale chcę być gotowa również na te duże, jak niezdolność do wykonywania pracy czy utrata życia. Zauważyłam w rozmowach, że o tyle, o ile ludzie jakoś biorą pod uwagę, że mogą umrzeć nagle i często ubezpieczają się na wypadek śmierci, to rzadziej zakładają, że nie będą mogli wykonywać swojej pracy (czy też jakiejkolwiek pracy), ze względu na utratę zdrowia. Owszem, państwo daje wówczas rentę. Jednak czy człowiek chory jest za nią w stanie godnie żyć i np. utrzymywać rodzinę? Kolejna trudna sytuacja życiowa to ciężka i przewlekła choroba. Nowotwór czy cukrzyca są nie tylko  bardzo ciężkie w przebiegu, ale też pochłaniają wiele pieniędzy. Bez sporego zastrzyku gotówki z ubezpieczenia, czy odłożonych pieniędzy jest mega ciężko. Czy jest wśród nas ktoś, kto powie, że na 100% nic z tych kwestii go nie spotka? Nie sądzę. Kochani, nawet wróżki się ubezpieczają i to na spore sumy 😉 Ale do sedna. Wydaje mi się, że rodzic to nie człowiek, który kieruje się w życiu zdaniem „Co ma być, to będzie”. Rodzic to człowiek odpowiedzialny za stado, grupę ludzi, w którego rękach leży ich życie, jakość tego życia, zdrowie.

Bardzo, bardzo zachęcamy Was do wykupienia ubezpieczenia. Nie będziemy pisać, jakie my mamy, bo to bez sensu. Każdy dobiera je indywidualnie do swoich potrzeb. Mamy inną pracę, inne pasje, różne dzieci, męża lub żonę… Warto zadzwonić do agenta i porozmawiać o ofercie dla siebie.

Sprawdź, jak umówić darmową konsultację z Doradcą >>>

Słuchajcie, ja zaszalałam i zrobiłam to dla Was, ale nie za Was. Chciałam zrobić przykładową symulację (taką bardzo przykładową) dla przeciętnego rodzica. To nie jest coś, co dokładnie będzie dla Was, ale da Wam jakiś obraz, mam nadzieję, że też zachęci do zainteresowania się tematem. Otóż zadzwoniłam do przemiłego doradcy Nationale-Nederlanden, pana Kamila Nowosza i razem z nim ustaliłam pewne fakty. Zatem – dla rodzica w wieku 30 lat, wykonującego zawód bez ryzyka, ubezpieczenie na życie na 10 lat, na kwotę 100.000 zł, to koszt 32 zł miesięcznie*. Ja bym do tego dodała jeszcze ubezpieczenie na wypadek nowotworu. Wg wyliczeń agenta dla takiego samego rodzica, przy sumie ubezpieczenia 100.000 zł, wynosiłoby to nas 38 zł miesięcznie. No i dla komfortu dokupiłabym jeszcze ubezpieczenie w razie niezdolności do wykonywania pracy, znów 100.000 zł, miesięcznie 18 zł.

Ile mamy? 88 zł miesięcznie za umowę podstawową ubezpieczenia na życie.

Dużo za bezpieczne życie? Jest wiele innych opcji. Droższych, z wyższymi sumami. Super jest ubezpieczenie cukrzycowe, które przewiduje wypłatę świadczenia z powodu samego zdiagnozowania cukrzycy. Z ubezpieczeniami jak z kiecką szytą na miarę. Najlepiej leży ta od krawcowej. Doradca dobierze dla Was najlepszą ofertę.

Acha, jeszcze jedno. Może pojawić się argument, że zamiast wykupywać ubezpieczenie, możecie sobie odkładać kasę. Można. Jednak policzyłam, że odkładanie do skarpety przez 10 lat tych 32 zł, które płacilibyście na ubezpieczenie na życie, da Wam po 10 latach 3.840 zł. Czy to wystarczające wsparcie finansowe dla bliskich, gdyby Was zabrakło? Oferta agenta z Nationale-Nederlanden daje Wam 100.000 zł, dzięki czemu Wasz partner i dzieci nie będą musiały martwić się np. o bieżące zobowiązania finansowe czy koszty nauki.

Dowiedz się, co dokładnie zyskujesz, dzięki polisie >

Jeśli chcecie to sobie poukładać, poczytać więcej, polecam stronę Nationale-Nederlanden. Albo najnormalniej na świecie telefon do agenta. Rozmowa to nie sprzedaż duszy diabłu, a wiedza.

Wszystkie powyższe punkty są dla mnie powiązane i tylko w komplecie dają poczucie bezpieczeństwa mi i mojej rodzinie.

Wydaje mi się, że najgorsza jest bezradność w życiu. Dopóki mamy na coś wpływ, coś możemy, jest w nas nadzieja, siła do działania. Nigdy nie chciałabym być zależna od losu i zdawać moje dzieci na to samo.

To moja rodzina, moje dzieci. Chcę zapewnić im bezpieczeństwo i szczęśliwe życia w kwestiach, na które mam wpływ. Resztę niech załatwiają sobie same 😉

*Wysokość składki zależy od wielu zmiennych, m.in. od wieku, stanu zdrowia i trybu życia osoby objętej ubezpieczeniem, historii chorób w jej rodzinie, kwoty na którą się ubezpieczy. W treści zostały przedstawione przykładowe propozycje, które mają charakter informacyjny i nie stanowią oferty w rozumieniu Kodeksu cywilnego. W celu otrzymania propozycji polisy dopasowanej do Twoich potrzeb, skontaktuj się z Przedstawicielem Nationale-Nederlanden

Partnerem wpisu jest firma

 Nationale-Nederlanden. 


Udostępnij wpis

Smakowało? Nie smakowało? Wyszło? Nie wyszło? A może chcesz napisać na inny temat? Podziel się słowem komentarza i zdjeciem.

Komentarze (0)

Dodaj komentarz
Newsletter obrazek